💫 Iskra № 268: Syndrom tatusia.
- Emilia Dąbrowska

- 24 wrz
- 3 minut(y) czytania
Czytam właśnie bardzo ważną książkę, którą z całego serca chciałabym Ci polecić. Relacja między córką a ojcem jest jednym z tych tematów, które pozornie wydają się oczywiste, a jednak, gdy przyjrzymy im się uważniej, odkrywają przed nami całe warstwy znaczeń, konsekwencji i cieni. To nie jest tylko więź rodzinna – to fundament, na którym buduje się poczucie własnej wartości, zaufanie do świata i odwaga wchodzenia w relacje z innymi ludźmi. Psychologowie od lat podkreślają, że figura ojca w życiu dziewczynki jest jak zwierciadło, w którym odbija się nie tylko obraz męskości, lecz także obraz samej siebie. I właśnie dlatego książka Jacka Masłowskiego i Magdaleny Adaszewskiej Syndrom tatusia staje się tak poruszającą i potrzebną lekturą. Nie jest to podręcznik, który odhacza kolejne punkty, ale opowieść o tym, jak głęboko sięga ta relacja i jak – niezależnie od jej jakości – formuje nasze życie.
Autorzy używają określenia syndrom tatusia jako polskiego odpowiednika angielskiego „daddy’s issues”. To sformułowanie bywa nadużywane w kulturze popularnej, często w sposób trywializujący, jakby chodziło o stereotyp dziewczyny „z problemami”, które mają źródło w braku ojca. Tymczasem książka pokazuje coś o wiele bardziej złożonego – że w relacji z ojcem ukrywa się nie tylko potencjalna rana, ale i siła. To od ojca dziewczynka uczy się, gdzie przebiegają granice, jak bezpiecznie eksplorować świat i jak ufać innym. Nadopiekuńczość ojca może być równie trudna, co jego obojętność. Zbyt mocny uścisk dłoni, który nie pozwala iść własną drogą, bywa tak samo bolesny, jak brak tej dłoni w kluczowych momentach.
Neurobiologia i psychologia rozwojowa wskazują, że pierwsze lata życia dziecka to czas, kiedy kształtują się podstawowe wzorce regulacji emocji. Ojciec, który potrafi być jednocześnie obecny i dający przestrzeń, staje się dla córki bezpieczną bazą – kimś, kto daje przyzwolenie na błędy, a jednocześnie uczy, że warto ryzykować i odkrywać świat. Jeśli jednak ta równowaga zostaje zachwiana, skutki mogą towarzyszyć kobiecie przez dekady. W literaturze psychologicznej mówi się o tym, że deficyty ojcowskiej obecności często owocują trudnością w budowaniu zaufania w dorosłych relacjach, a nadmierna kontrola – brakiem poczucia własnej sprawczości.
Lektura Syndromu tatusia stawia przed czytelniczką pytania, których nie sposób zignorować. Nawet jeśli nasz własny ojciec już nie żyje, albo jeśli nigdy nie był obecny w naszym życiu w pełni, autorzy przypominają, że ta relacja nie jest zamkniętym rozdziałem. Możemy do niej wracać w dorosłości, przepisując na nowo jej znaczenie. Psychoterapia, autorefleksja czy nawet zwykła rozmowa z bliską osobą mogą otworzyć przestrzeń do przepracowania tego, co przez lata było wypierane. Badania nad pamięcią emocjonalną pokazują, że mózg nie odróżnia wspomnienia od wyobrażenia – kiedy więc w dorosłości próbujemy „rozmawiać” z naszym ojcem w wyobraźni, nawet jeśli fizycznie go nie ma, możemy zmieniać sposób, w jaki ta więź zapisuje się w naszej psychice. To bywa trudne, czasem bolesne, ale warto. Bo uwolnienie się od dawnych schematów otwiera drzwi do nowych jakości życia.
Książka Masłowskiego i Adaszewskiej nie zostawia czytelniczki z poczuciem bezradności. Wręcz przeciwnie – pokazuje, że świadomość to pierwszy krok. Dopiero kiedy widzimy, jak wiele naszych decyzji i lęków ma źródło w ojcowskiej figurze, możemy świadomie zdecydować, co chcemy zachować, a co odrzucić. To odkrycie bywa zaskakujące, bo często nie zdajemy sobie sprawy, jak subtelne są nici, które łączą nas z ojcem – jego słowa, gesty, spojrzenia, a czasem właśnie ich brak.
Autorzy zapraszają do zatrzymania się i spojrzenia na własne życie jak na ogród, w którym relacja z ojcem była pierwszym ogrodnikiem. Może zasiała w nas nasiona odwagi, może lęku, a może jedno i drugie. Ale to my dziś mamy narzędzia, by ten ogród pielęgnować – przycinać, przesadzać, podlewać. Nie wszystko zależało od nas na początku, ale teraz to my możemy decydować, jak rośniemy dalej.
Ta refleksja prowadzi mnie do myśli, że relacja ojca z córką jest jedną z najważniejszych lekcji życia. Nie tylko dla niej – również dla niego. To spotkanie dwóch światów, które nawzajem się uczą, inspirują i ranią, ale które w swojej najlepszej formie mogą być źródłem niezwykłej siły. I nawet jeśli droga do uzdrowienia tej więzi jest kręta, warto nią iść, bo prowadzi do odzyskania siebie.
Może więc lektura tej książki stanie się dla Ciebie impulsem, by choć przez chwilę przyjrzeć się własnym ścieżkom – nie po to, by je oceniać, ale by zrozumieć. A zrozumienie bywa pierwszym, najdelikatniejszym, a zarazem najodważniejszym gestem wobec samej siebie.







Komentarze